Słońce jesienią jest emerytem, który najchętniej cały dzień siedziałby
pod kocem i oglądał telenowele. Jest zmęczone i senne.
Daria miała śmiesznie zadarty nos i pucołowate policzki,
które robiły się różowe, kiedy tylko przebiegała parę metrów. Biegała
najwolniej z naszej paczki. Elka, która się z nami trzymała, przezywała
ją świnką, a potem została okrzyknięta Dosią, tą świnką z proszku do
prania. To wcale mi nie przeszkadzało w tym, żeby wymyślać z Darią
najlepsze na świecie zabawy.
Każdy ma
jakieś przejścia, które musi zamknąć albo otworzyć na nowo.
Oderwać plastry ze świeżych ran, które są jak rozdrapane strupy.
Nie da się ich ominąć. Każdy musi przez nie przejść. Trzeba
coś z nimi zrobić, inaczej głosy będą wyły w głowie, wychodziły
każdym porem skóry. Przychodziły po zmierzchu.
Kiedy zaczynasz szukać, wyją ciszej. To smutne psy, uwiązane
na łańcuchach.
Staw im czoła.
– Ty nie możesz pić coli. – Elka wyjmuje dużą butelkę
z lodówki. – Czy coś się zmieniło? – pyta szyderczo, potrafi
być naprawdę okropna.
– Nie mogę, chyba że trochę, no i ciepłej…
Daria mości się na krześle przy stole. Ja wskakuję na blat
i uderzam piętami o dolną szafkę.
– Tfu! – Krzywi się. – Jak można! Jak można pić ciepłą colę?
Może jeszcze rozgazowaną, co? – Uśmiecha się paskudnie.
– No podobno najlepiej działa na żołądek… – odpowiada
nieśmiało Daria.
– Absurd! Dorośli to wymyślają tylko po to, żeby zabierać
dla siebie wszystko co najlepsze, a dzieciom dawać same paskudztwa
jak na przykład skóra z kurczaka z rosołu, ble.
– Ble – mówię na samą myśl o obślizgłej skórce z kurczaka.
Trzymam obiema dłońmi szklankę z colą, jest pyszna i jest
zimna. Bedę jej pić dużo w dzieciństwie.
– Po prostu mama tak mówi, jeny, Elka…
Kiedy byłam mała, poszłam nocą na Cmentarz. Od jakiegoś
czasu szeptałyśmy z Zetką na przerwach, że pójdziemy tam
we dwie i nikomu o tym nie powiemy. Za wszelką cenę
chciałyśmy zobaczyć go nocą. Pośledzić duchy, pozapalać
znicze na opuszczonych grobach.
Ten grób był strasznie zimny, jak te wszystkie serca lasek, które
chciałeś pokochać, jak te serca kolesiów, które myślałaś, że biją tylko
dla ciebie, a wcale nie
biły. Jak te zimy, które przechodzisz samotnie pod kocem,
myśląc, że ta zima będzie twoją ostatnią zimą i nic więcej już
się nie wydarzy. Kurewsko zimny dół.
No i wracam tu po paru latach. Wchodzę na to samo podwórko
do zmienionego Domu. Jednak powietrze jest takie
samo, mimo ciągłych deszczów. Kiedy tylko przekraczam
bramę, mój przyjaciel strach siada mi na klatce piersiowej.
Pojawia się znikąd, a najpewniej z jakiejś ciemnej dziury
w Lesie, w której przezimował cały ten czas.