Opowieści o cieniach i strzygach wywołały niepokój, ale mimo tego
sięgnęła po następną kartkę. Żądza wiedzy była silniejsza niż strach.
Nagle coś skrzypnęło za jej plecami. Rzuciła się na łóżku i obejrzała za
siebie. Druga strona pokoju majaczyła w chwiejnym świetle płomienia
świecy. A jeśli to kukieła lub wampir?
Sarab wepchnął magów do katakumb i piwnic, bezlitośnie prześladując
wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z czarami. Jego fanatyzm
kosztował życie i utratę majątku mnóstwo liczących się w świecie magii
ludzi.
Ne marén-dun toduater,
Ek algonte argon sàter.
Er dunain festrun nemin,
Rôtun parhim tures temin.
Co oznacza:
Nic zagłady nie powstrzyma,
Gdy obejmie świat oczyma.
Zadrży ziemia, wiatr owionie,
Co stworzone ogniem spłonie.
Otrząsnął się z chwilowej niemocy i zdecydowanym, choć łamiącym się z
przejęcia głosem wypowiedział ostatnie zaklęcie:
– Garduum kali merie!
– Otwórzcie się bramy śmierci! – zakrzyknął mistrz, nie potrafiąc
opanować podniecenia.
Z każdym krokiem czuli się pewniej. Starali się wypatrzyć, dokąd
wiedzie ich magiczna ścieżka, ale poprzedzająca ich gęsta mgła rozmywała
obraz tego, do czego się zbliżali. Kiedy powłóczyste szaty magów
dotknęły trawy pokrytej rosą, ich serca zabiły mocniej. Przyjemny chłód
bijący od ziemi otrzeźwił zmącone umysły, aby mogli świadomie
uczestniczyć w pięknym i strasznym spektaklu, jaki rozegrał się przed
ich oczyma na rozległej polanie przed Tor Kharthum – Wieżą Wichrów i
Dan-Torduin – Sowią Puszczą.
Zimne powietrze niosło w dal okrzyki, jęki i ryki monstrów, które
stawiały pierwsze kroki na dysku tego świata. Polana stopniowo
zapełniała się posępnymi kroningami o podłużnych, bladych twarzach. Zza
uchylonych lekko przyłbic rogatych hełmów, rzucały dookoła przeszywające
spojrzenia czerwonych ślepi. W szponiastych łapach trzymały wodze,
prowadząc dosiadane przez siebie moskiły. Upiorne wierzchowce, o grubych
jak pnie nogach i czarnym, oślizgłym cielsku rżały dziko, kręciły
jaszczurzymi łbami, kąsając się wzajemnie po pokrytych łuską karkach w
oczekiwaniu na zbliżający się bój.
Nie skończyła, bo Promyczek zerwała się na równe nogi. Berta i
Estera zamarły, wlepiając przerażone oczy w burzę emocji widoczną na
twarzy Ariany.
– Szanowna ciotka, może wsadzić sobie te wszystkie dobre rady w rzyć!
Jak widzę, jest tam dużo miejsca.
Estera parsknęła nerwowym śmiechem, wiedząc, że Promyczek dobrze oceniła
gabaryty ciocinego zadu. Berta pobladła i poruszała rękami tak, jakby
próbowała odzyskać straconą równowagę, a ciotka Tekla nadęła się jak
ropucha, ale nie była w stanie wydać z siebie dźwięku.
Rozwścieczona dziewczyna, biegnąc z wyciągniętym przed siebie
drewnianym kołkiem, z całych sił wbiła go w plecy wampira. Konar
przeszył chude ciało potwora. Monstrum trzęsło się w konwulsjach,
uniosło ociekającą krwią paszczę i zawyło głosem przypominającym zarówno
płacz dziecka, jak i ryk zranionego zwierzęcia.