Ładowanie

Słowa

Zamknij

Książka

Recenzja

„Mamo, ta książka jest niesamowita, najlepsza jaką dotąd czytałam”. To słowa mojej 11 letniej córki, która przeczytała te baśnie jednym tchem, wieczorami w łóżku, zarywając noce w tygodniu szkolnym. Dodam, że córka lubi czytać i ma już spore porównanie :). Myślę, że nic więcej nie trzeba dodawać :). Polecamy!!! Dagna, mama Mariki

Książka

Fragment książki:

KTO MIESZKA W SZUFLADZIE STAREGO BIURKA?

Dom był stary, pamiętał jeszcze czasy jej prababci Kornelii. Samej prababci Rózia nie znała, ale dużo o niej słyszała. Każdy zakątek w tym domu kojarzył się jej z opowieściami babci. Zawsze się dziwiła, że babcia po śmierci dziadka została sama w tym wielkim gmachu. Zawierał on dziesięć pokoi, piwnice przypominające labirynt i strych, pachnący starym drewnem, na którym poukładane były pudła wypełnione różnościami. Rózia kryła się czasem na strychu i przeglądała rzeczy, przebierała się w stare sukienki oraz dziwaczne buty.

Dziesięć pokoi wystarczało na dobrą zabawę w chowanego. Umeblowanie domu przypominało poprzednią epokę. Ciężkie dębowe meble, pięknie rzeźbione, grube zasłony i ręcznie szydełkowane firany. Chyba były dziergane przez prababcię przez pół życia! Tak czy inaczej, cała atmosfera domu sprowadzała się do starej baśni albo jakiegoś horroru, umiejscowionego w historycznym miejscu.


Rózia otworzyła kasetkę. Była zauroczona tym widokiem. Jako dziecko marzyła o tym, by pozna jakąś wróżkę. Nie wierzyła, że to prawda. Przecież wróżki istniały tylko w bajkach! Mimo to, przed nią z pudełka gramoliła się istotka wielkości filiżanki, tylko dużo szczuplejsza. Faktycznie miała skrzydełka i srebrzystą sukienkę, chociaż Rózia zwróciła uwagę, że nieco znoszoną i nieświeżą. „Ładna blondynka” – pomyślała sobie. – „Że też wszystkie blondynki, nawet wróżka, muszą być ładniejsze ode mnie!” – dalej rozmawiała ze sobą w myślach. – Hej, jestem tu! – zagadnęła istotka, bo zauważyła, że Rózia zamyśliła się i o niej zapomniała. – Skąd mam wiedzieć , że mówisz prawdę? – odezwała się Rózia. – Oprócz tej szkatułki masz przecież książkę, prawda? – Chytrze spojrzała Rozental. – Skąd wiesz?! – Przeraziła się Rózia. – Mówiłam, że przyjaźniłam się z twoją babcią. Wiem dużo więcej niż ci się wydaje. – Aleś ty tajemnicza! – Rozzłościła się Rózia. – Wcale nie, ale lubię napięcie i… jak się złościsz, ha, ha, ha, ha. – Śmiała się Rozental. – Ok, mam książkę i kluczyk, więc zaraz wszystko będzie jasne. – Odwdzięczyła się złośliwością dziewczynka. – Lepiej nie otwieraj książki od razu. Potrzebujesz mojej pomocy. – Doprawdy? A niby w czym miałabyś mi pomóc? Nie udźwignę zeszytu? Czy nie będę mieć siły przekręcić klucza? – Raczej boję się tego, co cię spotka po przekręceniu tego klucza i ujrzeniu pierwszej strony – tajemniczo zwróciła się do niej wróżka. Rózia patrzyła w kierunku tej małej złośnicy i czekała, aż rozwiąże zagadkę. Zerkała to na zeszyt, to na wróżkę. Ciekawość mówiła: „otwórz zeszyt”, roztropność: „poczekaj na wskazówkę”.


Gwiezdny pył strząsnęła na czarownicę z całych sił i ze złością krzyczała na nią: – Ty wstrętna jędzo! Myślałaś, że pozwolę ci na to?! Klarysa zaczęła miotać się i opędzać od wróżki jak od stada os. Widać było, że nie lubiła tego pyłu i bała się go. Po dłuższej chwili opadła z sił i jak na zawołanie zasnęła głębokim snem. – Załatwione – podsumowała wydarzenia Rozental i otrzepała sukienkę z pyłu. – O co chodzi?! Dlaczego to zrobiłaś?! – dopytywała z przerażeniem Rozalia? – Należało się jej, chciała was omotać tymi bzdurami. – To nie bzdury, byłyśmy w stajni i to, co zobaczyłyśmy jest niesamowite – odpowiedziała Bronia. – Ona chce was wykorzystać i nie jest waszą przyjaciółką. – Nie wierzę ci! – powiedziała Rozalia. – Jak chcesz! Ale dopóki starczy mi sił będę dręczyć tę czarownicę i zniszczę ją! – Wściekła się Rozental i zniknęła w lesie.


Klarysa tymczasem wzięła książkę i otworzyła ją gdzieś na środku, po czym wypowiedziała zaklęcie: „Ta, co zła i niepokorna, Ta, co jest niegodna, Niech na wieki w głąb książki wejdzie, Jak najgłębiej przepaści zejdzie. Niech słońca nigdy nie zobaczy, Aż jej świat tego zła nie wybaczy.” Zawirowało, zadymiło, a z książki uniosła się fala wody, która zabrała krzyczącą wniebogłosy Rozental. Po czym wszystko ucichło. Klarysa zamknęła książkę.


Rozental z obrażoną miną przefrunęła na parapet i wyjrzała przez okno. – Na kozie raciczki! Tu w ogóle mi się nie podoba! Co to za podwórko? – marudziła Rozental. – Zielarnia powinna być większa, a zioła powinny mieć więcej przewiewu, aby dobrze wysychały.

Trzy baśnie, fragmenty z książki

Książka

Fragment książki:

KTO MIESZKA W STAREJ SZAFIE?

Poranek przywitał ją deszczem. Nie poprawiało to nastroju, wręcz przeciwnie, miała ochotę płakać, tak jak krople deszczu za oknem. Tęskniła za rodzicami. Ponura pogoda przywoływała wspomnienia, chociaż Julia tego nie chciała. Cieszyła się na przygodę, ale tego ranka straciła ochotę. Było jej smutno, że nawet zwierzak ją opuścił. Z jednej strony bała się go, lecz z drugiej sądziła, że zyska przyjaciela. Miał w sobie jakiś czar, który mimo srogiego wyglądu budził zaufanie. Coś ją w nim pociągało.

Siedziała na łóżku wpatrując się w szafę. Przyglądała się rzeźbieniom. Tworzyły jedną całość, jakby ktoś opowiadał pewną historię. Jego historię. Nareszcie do niej dotarło! Szafa jest jego domem. Niestety nie może do niego wrócić.


Zmierzchało, a wokół zrobiło się tajemniczo. Przez wysokie korony drzew przebijało się gwiaździste niebo, ale miało granatowy kolor. Odnosiło się wrażenie, że zza któregoś krzaka wyskoczy jakiś zwierz czający się na nich albo zbłąkana dusza zagrodzi im drogę. Dobrze, że nie jest sama, to jakoś jej lżej z tą świadomością, chociaż wyobraźnia mocno pracuje i czasem zobaczy coś, czego nie ma.

Na końcu leśnej drogi zauważyli kilkanaście zabudowań, a w każdym z nich dostrzegli światełka w oknach. To znak, że ktoś tam mieszkał i właśnie szykował się do kolacji. Julia poczuła głód na samą myśl o jedzeniu.

– Weroniuszu, czy jesteśmy na miejscu? – spytała. – Tak, za chwilę będzie widać dom z kolorowymi okiennicami. Tam mieszka twoja praprababcia.

Jak to brzmi! Na co dzień bardzo rzadko stosujemy takie określenia, ale tu wszystko jest możliwe.

Gdy wchodzili do wioski, jak im się wydawało, wszyscy mieszkańcy pojawili się w oknach i obserwowali ich z zaciekawieniem. Dla nich, to właśnie oni byli nie z tego świata. Julii nie dziwiło to zachowanie. Rozglądała się wokół, wypatrując Konstancji, której przecież nie znała.

Po chwili stanęła przed domem z kolorowymi okiennicami, jak tłumaczył Weroniusz. W oknie stała starsza pani z siwą głową o spokojnej twarzy i uśmiechała się do niej, a za moment gestem ręki zapraszała ją, by weszła do środka. Stanęła na progu czując, że się waha. Za nią Weroniusz i Amelia czekali, aż zdecyduje się chwycić za klamkę. Jednak nie odważyła się. Właśnie miała zawracać, gdy w drzwiach stanęła starsza pani.


Drzwi szafy zaskrzypiały jak w starym zamczysku. Przesuwała drewniane rzeźbione wieszaki i za nimi zauważyła podobne rzeźbienia jak na drzwiach wejściowych. „Po co komu te rzeźbienia w szafie?” – Zaśmiała się w myślach. – „Czysty snobizm właściciela, ale wygląda ciekawie”. Drzwi pilnował zwierzak znany już Julii. Szczerzył zęby, jakby na coś nie pozwalał. Julia szybko zamknęła drzwi od szafy, bo nie chciała już na niego patrzeć.


To była prawda. Pani Matylda nosiła klucz przy sobie, przypięty złotym łańcuszkiem do kieszeni spódnicy. Nikt nie pytał wcześniej, czemu tak go strzeże? Nikt nie zauważył, że ten fakt może być tajemniczy i interesujący. – Pani Matylda jest strażniczką pewnej tajemnicy, więc nie odda klucza po prośbie. – Zmartwiła się Amelia. – Użyjemy podstępu. – Pocieszała Julia. – Tak? A masz jakiś pomysł? – Tak, ale to będzie trudne, bo ona się z kluczem nie rozstaje. Trzeba odwrócić jej uwagę. – Ale jak? Powiedz w końcu! – Niecierpliwiła się Amelia. – Szkoda czasu na gadanie, przystąpimy z miejsca do działania.


– Chodu! – Zasygnalizowała zagrożenie. – Coś ty zrobiła? – Amelia zaniepokoiła się, że uczestniczy w jakiejś zbrodni. – Bez obaw, mam klucz – odpowiedziała Julia. – Ukradłaś klucz? Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, czym to grozi? – Nie martw się. Oddamy go, jak tylko sprawdzimy tę szafkę. – Nie jestem pewna, czy tego chcę. – Nie bądź tchórzem, przecież sama mówiłaś, że po dobroci nie uda nam się zdobyć klucza. Nie możemy odpuścić tajemnicy. Ale jeśli się boisz, to wracaj do pokoju i więcej nie zawracaj mi głowy.


Poprosiła o pomoc. Pragnęła opuścić to miejsce i przenieść się do prababci, bo nie chciała podjąć się terapii, która nie była jej potrzebna. W oczach rodziców i ich znajomych stała się osobą, której wypowiedzi i zachowanie nie brano na poważnie. Bała się, że zostanie pozbawiona praw, bycia wolną, a tego by nie zniosła.


Rozmowa stała się zagadkowa i jednocześnie pasjonująca. Wszyscy zaczęli się zastanawiać jak pomóc sobie nawzajem, ale mając na względzie własne rodziny. Pojawiła się nadzieja, której wcześniej brakowało oraz przebaczenie i tęsknota znowu zagościła w sercach kobiet.


– Zdałam sobie sprawę – zaczęła Amelia – że nie jestem sama, że moja dusza nie jest sama, że bez względu na wszystko, ktoś nade mną czuwa i zależy mu na mnie. Cieszę się, że mam swojego anioła, przyjaciela. Dotarło też do mnie, że nie mogę tracić nadziei i wierzyć we wszystko, co mi mówią inni. Postanowiłam po powrocie nie rezygnować z poszukiwań moich rodziców. Uwierzyłam, że mogę jeszcze ich odzyskać.

Trzy baśnie, fragmenty z książki

Książka

Fragment książki:

KTO MIESZKA W STARYM ZEGARZE?

Po domu rozległ się tupot stóp na drewnianych schodach prowadzących na strych. Dom był bardzo stary, posiadał wiele drewnianych konstrukcji na zewnątrz i w środku, więc ażurowe schody robiły sporo hałasu, gdy wchodząc po nich, a raczej wbiegając, zaczynały do tego skrzypieć. Nikt jednak w domu nie miał ochoty ich remontować. Miały swój urok, zresztą jak całe to miejsce, gdzie mieszkała Łucja, a raczej Lusia – bo tak ją nazywano.

Dom posiadał wiele miejsc, gdzie można było się ukryć, gdy świat stawał się nie do przyjęcia. Lusia miała takie miejsce na strychu, wśród różnych rzeczy, dawniej codziennego użytku, a dziś nikomu niepotrzebnych. Ale nie dla Lusi, dla której stanowiły wartość najwyższą.

Dla wielu strych kojarzy się z miejscem strasznym, niebezpiecznym i niesamowitym. Dla Lusi był tylko niesamowitym, bo na pewno nie strasznym. Przeciwnie, czuła się bezpiecznie, z dala od tego, co ją przerażało poza murami domu, a czasem tylko piętro niżej.


Łucja leżała za zegarem, który tykał głośno, jakby od zawsze mierzył czas, a przecież wszyscy sądzili, że jest zepsuty. Dziewczynka zastanawiała się przez dłuższą chwilę, co się stało. Spojrzała na urządzenie. W szybie błysnęły zielone oczka. To był Filemon. Popatrzył na nią, miauknął na pożegnanie i odwrócił się. Poszedł znaną jej ścieżką, na końcu której widać było dom, a w nim już szczęśliwą rodzinę.


Padając na łoże, jej loki rozsypały się na poduszkę. Nadąsana patrzyła w górę i po chwili po policzkach płynęły jej łzy. – Że też mama musi zawsze postawić na swoim! – mówiła w złości sama do siebie. – Wyjazd na wieś, też coś. Nikt się mnie nie pytał, czy mam ochotę tam jechać! Co będę tam robić? Krowy, konie, kury i kaczki, tylko to mogę tam zobaczyć! Może chociaż z jakimś psem się zaprzyjaźnię, bo o czym można rozprawiać z kurą?


Łucja patrzyła zdumiona i nie wiedziała co powiedzieć. „To na pewno dalej mi się śni” – pomyślała i przetarła dłonią oczy. Niestety dalej była w tym samym miejscu i patrzyły na nią dwie pary oczu. – Uszczypnijcie mnie, proszę! – powiedziała Łucja. – Chętnie – odrzekła Florencja, po czym uszczypnęła Łucję z całej siły. – Ałła! – wykrzyknęła Łucja, pocierając przedramię. – Florencjo! – podniosła głos Wiatronia. – Nie tak cię uczyłam! Co to za zachowanie?!

Trzy baśnie, fragmenty z książki

Ta strona używa plików cookies.
Dowiedz się więcej o polityce plików cookies klikając tutaj