– Harry, helllooo, jesteś tu? Gdzie jesteś? Dochodzi coś do ciebie?
Więcej już nie wypijesz, co? Wino? Tak, ON pije wino, ale ty tylko
grzałeś whisky, piwo, no i tę polską wódę ostatnio. Rywalizacji z
Polakami i Ruskimi w tej dziedzinie ci się zachciało? No to masz. Nic
nie mówisz, nie myślisz, co? Nie, to nie kac, omamy pijackie, ty jesteś
tu, tak, to inny wymiar, nie żyjesz, Harry. Mam(y) ci teraz przeczytać
akt oskarżenia, ale nie wiem(y), od czego zacząć. W kościele bywałeś
rzadziej niż w barze, no ponad czterdzieści sześć razy. Co? Słabo
dochodzą twoje myśli. Że myślałeś, że Boga nie ma? Harry, coś ty, kurwa,
w dżungli się urodził? Na Pigmeja nie wyglądasz. Anglia, świątyń tam
trochę jest, a i mama do kościoła chodziła. Anglikańskiego co prawda,
ale zawsze. Popatrz do góry. Widzisz ten jaskrawy neon? To nie reklama
baru ani wynik z Premier League, to gruba sprawa. Na tylu mszach nie
byłeś, a po drugiej stronie to już te rozgrzeszone – no tak, zero. Ha,
ha, takiego wyniku na stadionie nie widziałeś, no nie? Tu wszystko jest
ekstra, tylko nie wiem(y), czy dane będzie ci się o tym przekonać. Nad
czym się tam zastanawiasz? Nowa duża liczba to zdrady małżeńskie. Co?
Nie rozumiem(y). Ha, ha. Harry, humor jeszcze się ciebie trzyma. Nie
byłbyś w stanie zarobić na tyle dziwek. Nieznajomość prawa nie zwalnia
z odpowiedzialności, a ty czegoż od mamy się dowiedział o wierze? I na
lekcji religii też cię czegoś uczyli, więc ten fikcyjny rozwód to
wiesz, gdzie sobie możesz wsadzić. A tu co, jakieś papierki widzisz na
biurku? W bibliotece? Twojego świstka zaręczam(y) cię, tu nie ma, a
zresztą innymi środkami tu komunikacja się odbywa. Gutenberg był dla was
dobry, ale tu, tu ON ma takie sposoby, że buty by ci spadły, gdybyś je
miał, Harry.