Książka
Relacja ze spotkania autorskiego
Relacja ze spotkania autorskiego
Fragmenty z książki:
Jak opisać służbę wojskową, tak, aby nie być posądzonym o brak patriotyzmu? Jak opisać szczenięce lata, aby oddać klimat tamtych chwil, jednocześnie nie być posądzonym o infantylizm? Jak dokładnie przekazać swoje emocje, jak i nastawienie w momencie, gdy się ma jeszcze -naście lat? W czasie, gdy według prawa jesteś już gotowy na dorosłość, jednak mentalnie jeszcze dużo brakuje ci do emocjonalnej dojrzałości.
Znając ludzi, już dziś wiem, że ta opowieść będzie miała tyle samo zwolenników, co i przeciwników. Jednak postanowiłem pozostawić ją w takiej formie, gdyż jest autentyczna. W tamtym czasie tak myśleliśmy i tak się zachowywaliśmy. Nie było w nas wzniosłych słów ani krzty patosu. „Odsłużyć, a nie zasłużyć”.
Gdy dziś czasami sobie siedzę i myślę o tych latach w armii, robię tak zwany bilans zysków i strat to zawsze wychodzi mi sto razy więcej zysków niż strat. Tak jak i powoli zmieniłem swoje zdanie o kadrze. Jak w każdej społeczności, tak i w wojsku, zdarzają się porządni ludzie, jak i zwykłe kanalie. Dziś uważam, że porządnych było więcej. Jednak to mniejszość kanalii rzutowała w tamtym czasie na obraz wojska. Tak było wówczas. Dziesięć lat później już było inne postrzeganie służby wojskowej. A dziś, nieomal czterdzieści lat po tamtych wydarzeniach, służba wojskowa jest traktowana jak zwyczajna praca. No chyba że pojawia się nagle Adolf Putin… Ewentualnie jakiś Wladimir Hitler…
Jebudu. Myślałem, że mi dupa wybuchła. Wstałem i z trudem trzymając fason krzyknąłem: – Po przycince! Następnie powstrzymując resztką siły woli łzy, wyszedłem na korytarzyk przed łazienką. Tu nie było nikogo. Bez chwili zastanowienia przytuliłem swoją gabardynę do zimnej ściany – ulga była natychmiastowa. Łzy przestały tłoczyć się pod powiekami. Następny, który wychodził, a właściwie wybiegał, zauważywszy mój zabieg, przyłączył się do mnie. – O ja pierdolę, ale ulga – powiedział. – Aż dziw, że do tej pory nikt na to nie wpadł. Nie bardzo wiedziałem, co mam odpowiedzieć. – Miałem wrażenie, jakby mi siedzenie eksplodowało – kontynuował, mając chyba potrzebę wygadania się. – Ja też – odparłem na odczepne i ruszyłem do swojej sali.
– Kurcze, to jest tak szalony pomysł, że może się i udać – odparł Figo. Oczywiście, zdajecie sobie sprawę z tego, że nigdy ze sobą nie graliśmy, i o żadnej próbie nie może być mowy? – Za dużo tu słów, a za mało czynów. – Czarny Piotruś przejął dowodzenie. – Ruszamy do boju. Jedyne pytanie to – co gramy? Co wszyscy znamy?
Dłuższa chwila zadumy ze strony Pięknego. Staliśmy na schodach naprzeciwko siebie, a inni uczestnicy pieszego ruchu musieli nas omijać. Nieomal słyszałem jak w głowie mojego „pierwszego po Bogu” ruszyła maszyna losująca. Blokada została zwolniona… i poszło… – Szeregowy... – zaczął niepewnym głosem. – Ja się mogę za was wytłumaczyć. – Głos stawał się coraz cichszy. – Ja się mogę wytłumaczyć, ale ja się nie chcę tłumaczyć. Wracajcie na kompanię i zapiszcie się na przepustkę. – Nie rozumiem. – Łgałem prosto w oczy. – A czego tu można nie rozumieć? – Piękny ponownie wpadał w panikę. – Zapiszcie się na przepustkę. Nie będziemy takimi duperelami zawracać głowy szefostwu. Mają ważniejsze sprawy – powiedział nieomal szeptem, tak, aby go nikt niepowołany nie usłyszał.
Tuż przed samymi świętami przypałętał się do mnie paskudny ból zęba. Gęba mi spuchła, wyglądałem jak jakiś prosiak. (Nie obrażając prosiaków).
Pijany BiB-ol, czyli 1,5 komandosa, fragmenty
Fragmenty z książki:
I tak jak w każdej społeczności są ludzie i ludziska, tak i w wojsku jest bardzo podobnie. Może jedynie z małą różnicą. W wojsku jest zdecydowanie więcej idiotów i sadystów, i nie mówię tu jedynie o kadrze. Mówię o całej strukturze.
Obywatele oficerowie. Ten oto tu żołnierz – gestem ręki wskazał moją osobę – właśnie spróbował otworzyć nam oczy. I mu się udało. Przynajmniej w tym, co się tyczy mojej osoby. Mam nadzieję, że wszyscy wyciągniecie wnioski z tego, co tu dziś usłyszeliście. Stałem jak skamieniały. Spodziewałem się wszystkiego, lecz nie tego. To, że zdobyłem się na odwagę i powiedziałem o tym, co mnie w wojsku boli, przyszło samo. No, bo kiedy jak nie teraz?
– Valdi, kochanieńki, to nie jest pułk. – Wybełkotał również już podpity Gonzo, jednocześnie wieszając mi się na ramieniu. – To jest placówka. Rozumiesz?
Leżąc na przęśle mostu nad zalewem, byłem poniekąd w pierwszym rzędzie. To, co rozgrywało się kilka metrów poniżej, to jeden z lepszych filmów akcji, jakie kiedykolwiek oglądałem. Miałem jeszcze taką przewagę nad całą resztą, że z tego miejsca widziałem jak Gonzo po paru minutach wychodzi na brzeg, jakieś czterysta metrów za mostem w stronę zapory w Dębe.
Urywany oddech ledwie dostarcza śladowe ilości tlenu do płuc. Ciało pływa we własnym pocie, a tu jeszcze okopywanie się. Lecz aby nie było za łatwo, okazuje się, że jesteśmy na starym gruzowisku. Ja na głębokości trzydziestu centymetrów trafiam na worki foliowe. Inni na cegłę, kamienie, druty czy inne żelastwo. Obłęd.
– Synku, uspokój się – powiedziała matka, zauważywszy lekko podrygującą nogę syna. Znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że za chwilę padną słowa, których nigdy nie da się zapomnieć ani odwołać. – Jestem spokojny. – Kłamał. – Nijak nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego wy obie jesteście tak podłe, że brak słów. Kurwa mać!
– Coś ty tu robił z tymi gamoniami? – zapytał, zaskakując mnie swoim luzem. – Nie mów tylko, że masz coś wspólnego ze sztuką. – Sztuka to duże słowo – odparłem, delektując się kolejnym dymkiem, rozkosznie rozpływającym się w moich płucach. – Ale tak. Zrobili mi egzamin z rysunku.
– Co to, kurwa, jest? – Dobrze podchmielony Łypek przyczepił się do naszego młodego. – Powstań, kocie, jak stary do ciebie mówi – wrzasnął w pijackim widzie. – Spierdalaj stąd, Łypek. Nie twój zasrany interes. – Gonzo zaoponował, gdy nasz młody poderwał się z miejsca jak oparzony. – Nie będzie kociarstwo siedziało, gdy fala idzie. – Łypek był pijany i nic do niego nie docierało. – Łypek! Poszedł stąd! – dołączyłem do Gonza, widząc błagalny wzrok młodego. – Bo co? – Łypek był w bojowym nastroju. – Będziesz bronił kota? – powiedział, a raczej wybełkotał, jednocześnie próbując ustać w pionie. – Będę – odparł hardo Gonzo, równocześnie stając twarzą w twarz z intruzem. – Ja lepiej pójdę... – odezwał się przytomnie młody. – No i nareszcie usłyszałem coś rozsądnego od sierściucha. – Łypek był wyraźnie kontent z obrotu sprawy. – Siadaj! – rozkazał Gonzo. – Pójdziesz jak ci pozwolę. – Co ty, Gonzo, przeciw fali stajesz?! – Nie przeciw fali, a jedynie przeciwko jednemu idiocie, który nie umie uszanować faktu, że młody siedzi z dwoma innymi starymi, którzy mają takie same prawa jak ten idiota. – Gonzo stał tak blisko Łypka, że niemal dotykali się nosami.
– Obywatelu chorąży, melduję, że jeżeli nawet zamkniecie mnie w areszcie, to i tak pojadę. Zwieję i pojadę. – Bardzo mnie zirytował styl wypowiedzi naszego pierwszego po Bogu. – To się da zrobić, tylko jeśli się nie mylę to chyba wisi nad wami kompania karna? – odparł szyderczo. – Stamtąd też pojadę – odpysknąłem hardo.
Pijany BiB-ol, czyli 1,5 komandosa, fragmenty