Ładowanie

Słowa

Zamknij

Książka

Fragment książki:

– Kto nie wypije, ten kapuś! – buńczucznie zawołał mały Krzyś, bezbłędnie odtwarzając wypowiedzianą kwestię i kojarząc sobie napoje, o które wujkowi chodziło. Najpierw spróbował Mariuszek i stwierdził, że niedobre, bo grzeje jak pokrzywa. Michał i Grażynka też sprawdzili i potwierdzili, że niedobre, bo drapie w gardło. Potem sprawdzili, co to jest takiego czerwonego i różowego w eleganckich naczyniach na nóżkach. Zdaniem Grażynki było wino i nie było już tak wstrętne jak wódka. Przynajmniej ta w białym kolorze. Po wypiciu Grażynce zrobiło się weselej. Przypomniała zawołanie, które usłyszała na dzisiejszej biesiadzie i które wywołało salwę śmiechu: – Majtki w dół, forsa na stół! – powtórzyła tak samo głośno i wesoło jak ciocia Wanda. Zawołanie to wcale nie zrobiło wrażenia na jej kolegach.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Wszystkie matki po kolei, zachodziły jedna do drugiej, opowiedzieć o wydarzeniu i przekazać ostrzeżenie, że wszystkie chłopięce proce należy obowiązkowo spalić w piecu, a dzieciaki ostrzec, by czasem żadne z nich, nie przyznało się do tego, że jakąkolwiek procę widziało, albo o niej wie. W razie, gdyby dziecku nie udało się przed milicjantem czmychnąć na czas, to przy zatrzymaniu, miało nie okazywać strachu, tylko na wszelkie pytania odpowiadać dwoma słowami: – Nie wiem!

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Kowalicha mówiła mojej mamie tak: - „Widzisz, jak to jest, męża nie ma, dziecko jest”. - To ja wtedy pomyślałam, że nie musi być mąż. – Mąż nie musi być, ale jakiś ojciec musi. – Jak to? Przecież tato, to zawsze jest mąż mamusi! – Nie zawsze! – Ze śmiechem powiedziały znające już życie dziewczyny.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Grażynka jeszcze przed ukończeniem siedmiu lat stała się uczennicą pierwszej klasy i miała już pod opieką młodszą od niej o dwa lata Bożenkę. Imponowała jej ta funkcja, co najlepiej było widać w każdy ranek, kiedy dumnie wyprostowana, prowadziła siostrzyczkę do przedszkola. Mówiła wszystkim napotkanym dorosłym, znajomym i nieznajomym „dzień dobry”, po to, aby zauważyli, że prowadzi ona mniejsze dziecko za rączkę.. Różowiała z dumy za każdym razem, gdy ktoś odprowadzał dziewczynki wzrokiem. Miała zawieszony na tasiemce u szyi klucz. Rodzice kazali go chować pod fartuszkiem, ale ona wolała, żeby ludzie ten klucz widzieli.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Pierwszy raz w życiu Grażynka zdała sobie sprawę, że nie wszystkie chłopaki są głupie i złośliwe. Mariusz chyba taki nie był. Nie mogła okazać chłopakowi wdzięczności za zrozumienie, bo bała się dokuczania koleżeństwa z podwórka. Gdyby uznali, że mają się ku sobie, zaczęliby za nimi wołać: „ Panna z kawalerem pod siódmym numerem! Ciuś, ciuś!”, robiąc przy tym palcami gest skrobania marchewki, oznaczający, że bardzo, ale to bardzo wstyd!

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

– Do tego przedszkola chodzą dzieci niepracujących matek. Pewnie za łapówki. Janinka przedyskutowała sprawę dostania dla córeczek przedszkola z sąsiadką babcią Pelagią. – Dodaj w podaniu informację, że będziesz na mięsie, a przekonasz się, że lepiej ciebie potraktują – poradziła po namyśle doświadczona kobieta. – Na przykład w taki sposób: „Dostałam zatrudnienie w trudnym i społecznie ważnym odcinku gospodarki, bo w sklepie mięsnym”. – Każdy rozpatrujący podanie będzie chciał mieć cię za znajomą i móc poprosić o przysługę – tłumaczyła babcia Pelagia.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Chłopcy byli umundurowani podobne jak wojskowi, chociaż do nich, junaków, bo tak siebie nazywali, bardziej pasowałyby ubranka harcerskie. Sami młodzi, tacy z mlekiem pod nosem. - Pewnie będą skoszarowani, wożeni ciężarówkami do pracy i karmieni ze wspólnego kotła... - Tak chłopcy opowiadali i jeszcze się z tego cieszyli. – Dał się jeden z drugim sprzedać za długie spodnie i prawdziwe buty. – Jeśli nigdy nie miał nowych butów ani spodni, to dla niego może hufiec będzie lepszy od jakiejś bandy, w której nauczyłby się kraść i zabijać…

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Głowa mogłaby pęknąć od jego „po co” i „dlaczego”. Pan nie wie, że on potrafiłby tak zawracać mi głowę cały dzień, gdybym na to pozwoliła. Nic bym wtedy w domu nie zrobiła, bo ciągle bym mu tylko odpowiadała. Nie odgoniłabym się od niego. – Nie chciałaby pani, żeby dziecko dużo wiedziało i dużo rozumiało? – Nie chcę, bo wtedy szybko zacznie pyskować i będzie pokazywać te swoje mądrości, jak to jajko mądrzejsze od kury. – Żydowska matka, słysząc, jak rozsądnie dziecko pyta, bardzo by się ucieszyła! – zauważyła Krystyna. – Rośnie mędrzec z mojej krwi! – tak mówili u nich, gdy dzieciak coś tam po swojemu kombinował – wypowiedziała swoje zdanie Natasza. – Do kogo mnie pani porównujesz? Do żydowicy jakiejś!? Sama pewnie jesteś żydowicą – Ignasia przenikliwie wrzasnęła w kierunku Nataszy.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Dla Krzysia zaproszenie do zabawy to był zaszczyt. Zazwyczaj od tej w dwa ognie były odganiany albo wybierany jako ostatni. – Dobrze poczekajcie – szybciutko zerwał się z łóżeczka. Podwórkowa banda już była w kuchni. – Czy możemy się poczęstować? – Nie, bo jeszcze gorące. – Wcale nie takie gorące – usłyszał odpowiedź. Dzieciaki zrozumiały słowa „nie, bo jeszcze gorące” jako przyzwolenie, z ostrzeżeniem, że można się ciastem poparzyć. Natychmiast sprawdziły, czy upieczony sernik jest naprawdę nie do spożycia. Degustacja trwała kilka minut. Parząc brudne palce, rozdrapali luksusowe ciasto.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

- Miałam odłożone na masło, a kupiłam i masło, i jajka.
- Ile jajek?
- Dwa. Na jednym nasmażyłam placków ziemniaczanych i już był obiad, a drugie będzie na kolację dla dziewczynek.
- Jak się podzielą jednym jajkiem żeby nie było awantury?
- Dodam mąki rozmąconej w mleku, posiekanej cebulki, naskubię szczypiorku z doniczki i usmażę jajecznicę.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Kiedy już Bożenka należała do średniaków, a Grażynka już była uczennicą, jeszcze bardziej jej się opłacało zabierać młodszą siostrę z przedszkola. Przychodziła do przedszkolnej szatni z tornistrem na plecach, ale zostawiała go do niesienia siostrze. Za frajdę założenia na plecy tornistra i odgrywanie, chociaż w czasie krótkiego przejścia ulicą, roli uczennicy, pięciolatka oddawała siostrze swoją słodką porcję z przedszkola – lukrowaną drożdżówkę. Te pychotki były podawane w przedszkolu na podwieczorek i Bożenka obchodziła się smakiem, żeby mieć przywilej niesienia tornistra. Szła dumna ze sporym ciężarem na plecach, tak, jakby już była nie byle kim, tylko uczennicą.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Jedna drugiej wyszeptała: – Nic nie rozumie… – Pewnie, że nic nie rozumie… Słysząc te słowa, dziecko zrozumiało, że mówi się o czymś bardzo ważnym i bardzo ciekawym, bo nieprzeznaczonym dla dziecięcych uszu. Grażynka zamieniła się w słuch i odwróciła. Przykleiła nosek do szyby i usłyszała. – Z czworgiem jeszcze sobie poradzicie. Lepiej pomyśl, co zrobić ze swoim, żeby więcej ci nie narobił. Grażynka wiedziała już o tym, że dorośli, przede wszystkim mamusie, najczęściej podejmują najciekawsze tematy wtedy, gdy ściszają głos, rozglądają się uważnie naokoło i sprawdzają, czy akurat dziecko się nie przysłuchuje. Wtedy, nawet jak mówią o czymś niezrozumiałym, to warto wszyściutko, co do słowa zapamiętać i powtórzyć Justynie albo Małgosi, żeby wszystko wytłumaczyły.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

– Co was tutaj panienki sprowadza? – Chcemy się przedostać na plac Słowiański. – Można przecież dojść do niego chodnikiem. Nawet bez przechodzenia przez jezdnię. – My musimy uciekać przed chłopcami z tamtego podwórka – szybciutko zaczęła wymyślać bajeczkę Justyna. – Naprawdę, zasadzają się na nas chłopcy z tamtego podwórka ze Srebrnej Góry i nie pozwalają nam nigdzie wyjść – łgała jak z nut Małgosia. – Przeszłyście przez mur, żeby przedostać się na plac? – Tak. – Po co? – Tak ładnie grają, że chciałyśmy być bliżej. – Chcecie, żeby was chłopcy dogonili na placu, tam, gdzie mama nie będzie widziała, a nie na podwórku. No, no, no…

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Nie wierzę ani w Świętego Mikołaja, ani w Dziadka Mroza tylko w Gwiazdora. - Dlaczego tylko w Gwiazdora? - Bo Gwiazdor to pan przebrany w czerwony płaszcz i czapę z dopiętą brodą, który udaje Dziadka Mroza albo Świętego Mikołaja i rozdaje paczki przygotowane przez rodziców. - Gwiazdor jest ze wszystkich Mikołajów najbardziej prawdziwy.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Każdej zatrzymanej osobie, opowiedziała co i gdzie dzisiaj kupiła, co umyła i co ma jeszcze zrobić, aby wytłumaczyć rozmówczyni, dlaczego znów musi tak bardzo się śpieszyć. Gdyby nie to, że radziła sobie ze sprzedawaniem i to, że każdy chciał mieć ją jako sprzedawczynię po swojej stronie, uznano by ją za wariatkę, którą trzeba omijać. Mówiono na nią Tratatołka. Zaganiana kobiecina trajkotała niczym maszynka do liczenia, którą w swojej pracy, tak naprawdę, to osobiście zastępowała. Zauważyła, że dość często za sobą słyszy głos jakiegoś łobuziaka: – Tratatatach, tratatatach, trrr…. – Co przechodzę przez podwórko, to dzieci bawią się w wojnę – pomyślała.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

– Gdyby oni wszyscy słuchali tego samego radia, to nie mieliby powodów do kłótni. A tak, to ci wte, tamci we wte. – Nie wiadomo, czy przy jednym radiu byliby zgodni. Każdy, kto coś usłyszał, mógłby rozumieć to w inny sposób. – No to dobrze, że chociaż wódka ich czasem pogodzi.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Franek miał pomysł, żeby dla żartu na portrecie Bolesława Bieruta albo Józefa Stalina domalować, albo dolepić plasteliną wąsy i okulary. – Nikomu nie stanie się krzywda ani kłopot – uzasadniał. – Przecież taki malunek można zetrzeć ze szkła ścierką, a plastelinę odlepić. – Zwariowałeś! – Kilku kolegów było przerażonych lekkomyślnością pomysłodawcy. – Przez głupka trafimy na parę lat do Jaworzna! – To będzie potraktowane jako znieważanie przywódców państwa i partii! Postanowiono, że pierwszego kwietnia, w tajemnicy przed klasowymi dyżurnymi odpowiedzialnymi za tablicę szkolną, natrą ją smalcem.

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Zgłupieli wszyscy od tych szkół! – Dojdzie do tego, że nawet do pilnowania dzieci i do wycierania ich smarków, będą przyjmować magistrów...

Październikowa pralnia, fragment

Książka

Fragment książki:

Mariuszek Konieczyński odwiedzał swojego rówieśnika Krzysia, przede wszystkim po to, żeby wejść do kuchni, w której krzątała się mama albo babcia kolegi. Potem robił żałosną minkę i czekał, aż zostanie przez gospodynię zauważony. – Co ci jest Mariuszku – pytała zwykle pani Krystyna albo pani Pelagia. – Głodny jestem. Chcę chlebka. Malec tak żałośnie wypowiadał te słowa, że zostawał nakarmiony.

Październikowa pralnia, fragment

Ta strona używa plików cookies.
Dowiedz się więcej o polityce plików cookies klikając tutaj