Ładowanie

Słowa

Zamknij

Książka

Fragment książki

Jednak tylko w zielone miesiące. Nie umiał jeździć na nartach. A szlaki wydeptywane przez pieszych w głębokim śniegu wydawały mu się czymś gorszym niż przemierzanie stoków na deskach. Także mroźny mozół dźwigania siebie na okruchach chwytów, po oblodzonych stopieńkach, z brzęczącym haczywem u pasa. A ponieważ to mu było niedostępne, więc zimą Ka nie chodził w Tatry. Jednakże czuł, mocno czuł – bez dotykalnego przeżywania. Był w tym lęk przed lawiną, mrozem, odpadnięciem od ściany, Ale także pełne zrozumienie i podziw dla Tych, Którzy Szli. I dla Tych, Którzy Ratowali. I w tle GAŁĄZKA KOSODRZEWINY... Stąd może ten jego „Przyczynek do Poręczówki” a może raczej do „Himalajów poezji u Michała Jagiełły”. Była to rzecz napisana, a i przedtem relacjonowana na spotkaniu u Waldka Krzesa. Te Himalaje poezji to był wieczór autorski, chociaż w samo południe, Tadeusza Różewicza w wielkim audytorium Biblioteki Narodowej, właśnie u Michała Jagiełły. Himalajami poezji nazwał właśnie dyrektor Biblioteki Narodowej twórczość Starego Poety. Tym bardziej że Różewicz przedstawił swój poemat epitafium po Wielkiej Wandzie Rutkiewicz. Stąd się wziął esej o tym autorskim spotkaniu. Ale także wiersz o Wandzie, właśnie „Poręczówka”. Nie będę przytaczał tej poetyckiej refleksji Waldka Krzesa. Tyle że początek brzmiał „... że dałaś siebie Górze...”.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

– Kiedy już ubrałam się, poszłam jeszcze do łazienki skontrolować makijaż. Poprawiłam loczek nad czołem, poprawiłam brewki i rzęsy, a tu patrzę, w lustrze po półeczce chodzi duży CZARNY MOTYL. Po półeczce przed lustrem chodzi faktycznie duży, no, co najmniej jak wróbel, spaceruje, powoli macha skrzydełkami. Co najmniej wielkości wróbla. Na skrzydłach ma cieniutkie białe żyłki, na łebku spore ślepki, a nad nimi czułki, a pod łebkiem trąbka, którą maca po szkle. Otworzyłam drzwi na balkon i z łazienki wyprosiłam go, aby sobie poleciał, ale usiadł na firance. No to niech siedzi. Założyłam szpilki, wzięłam torebkę i zjechałam windą na dół. Dochodzę do autka, a po masce spaceruje CZARNY MOTYL i wachluje skrzydełkami. Nie zganiałam go. Wsiadłam i jazda! Przed cmentarzem było dużo ludzi, przeważnie żeglarze, poczty sztandarowe związku, klubów. Dwóch panów z zarządu głównego wprowadziło mnie do kościoła, posadzili przed katafalkiem z trumną Zygusia. On sam stanął za mną i razem patrzyliśmy, jak kolejno delegacja za delegacją i pojedynczy żałobnicy kładą wieńce i bukiety kwiatów. A po trumnie, uwierzcie mi, spaceruje CZARNY MOTYL i wachluje skrzydełkami. Znalazł się miły kolega, dobrze usadowiony w katolickich stowarzyszeniach, zresztą na wysokim stanowisku w instytucji naukowej. Chodziło o to, żeby agnostyk Zyguś miał piękną uroczystą mszę świętą. Legenda służąca temu celowi bazowała na zawodzie rybackim Świętego Piotra, który wszak żeglował po Jeziorze Tyberiadzkim. I On, jako klucznik wrót niebiańskich miałby wpuścić Zygmunta, wszak żeglarza, na niebiańskie wody? No i proboszcz się zgodził. Co pięć minut zmieniały się warty honorowe spośród kolegów.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Skierujmy teraz wzrok bliżej – kąt Stawek i Dzikiej. Akurat naprzeciwko okna z kuchni. Zza krzewów ozdobnych „iglaków” wynurza się głaz. Przed głazem palą się lampki. A na głazie tablica, że tu w czasie szturmu na zagradzające drogę na Starówkę oddziały niemieckie Batalion AK „Miotła” przebił drogę dla Zgrupowania Kedywu „Radosław”. „Miotłę” prowadzili w pierwszym szeregu major „Niebora” i dowódca zgrupowania pułkownik „Radosław” – obaj bracia Mazurkiewiczowie. „Niebora” poległ bohaterską śmiercią, a „Radosław” ciężko ranny musiał dowodzić z noszy.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Z Olszanki, wypoczęci i wygrzani ruszyliśmy przez Przerośl do następnego, Rominckiego Parku Krajobrazowego – Puszczy Rominckiej. Takiego lasu w Polsce nie widzieliśmy. Zwarty gęsty bór mieszany podszyty zbitym buszem ziół i krzewin z przewagą pokrzyw, jeżyn i malin. Drogami leśnymi kierowaliśmy się przez kompletne bezludzie leśne cały czas na północ. Pod wieczór stanęliśmy na skraju dużej poręby, już zasadzonej dwuletnimi dębami, sosnami, bukami i świerkami. Stała tu buda dla robotników leśnych, zbita z desek, kryta papą, najpierw drwali, tnących i karczujących, a potem sadzących nowe drzewka. Najpierw tutaj właśnie chcieliśmy zanocować na suchej drewnianej podłodze.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Dość starannie oglądamy miasto. Sporo zachowanej starej substancji. Od razu zwracamy uwagę na wielką wieżę obronną z kamienia. Na tej wieży na 3/4 wysokości znajduje się wykusz latrynowy, skąd załoga wieży robiła kupę. Pochodzi wieża, a i mury, z XIV-XV w. Rozległy jest stary ratusz. Widać, że miasto było zamożne. Tu na parterze mieści się Muzeum Osadnictwa Wojskowego. Są to wzruszające w swej wymowie dokumenty „samych swoich”, zagospodarowujących glebę tych ziem, użyźnionych przedtem własną krwią przelaną w walkach wiosny 1945 roku. Dużo danych, zdjęć, dokumentów, mundurów, odznaczeń. Są fragmenty murów obronnych z kamienia ciosowego. Bardzo rarytny dom kupiecki „Pod okrętem”. Tu obecnie jest internat Liceum. Jest to barok totalny. Dom wygięty. Dach wygięty. Architekt wyraźnie nawiązał w formie domu do kształtu wydętych żagli. Monumentalnych rozmiarów stodoła z granitu, pokryta dachówką, to stary magazyn solny i zbożowy. Obecnie mieści się tu zawodowa straż pożarna. Dużo jest ślicznych elementów w starym centrum Lubania. Ale protest, oburzenie, budzi chamstwo decydenta, który brutalnie zdezintegrował lubańską Starówkę. Władował bez ładu i bez składu kilkanaście płaskich, ohydnych czteropiętrowych bloków, zresztą po całej Polsce zaśmiecających organizmy miejskie. Ostatecznie można się pogodzić z blokami stawianymi na surowym korzeniu za granicami starych układów osiedleńczych.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Cechą szczególnie przygnębiającą tej trupiej przestrzeni jest CISZA. Cisza straszna. Nie szumi las, bo nie ma czym. Nie ćwierkają ptaki, bo nie mają gdzie uwić gniazd. Cisza jest tak głęboka, że z doliny położonej 600 metrów niżej, z Czerniawy, słychać gęganie gęsi i szczekanie psa. A w prostej linii będzie trzy kilometry. No i do tego całego pasztetu jeszcze wygolona z traw i krzewów, resztek roślinności od góry do samego dołu, przesieka szerokości przeszło pięćdziesięciu metrów. Jakby się tędy walec głupoty ludzkiej przetoczył. Środkiem biegnie rząd słupów nośnych. To wyciąg narciarski. Ładnie, ładnie się bawimy...


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Znikła studnia „plumpa” z wielkim kołem zamachowym. Wzdłuż Netty, przez most brzegiem Necka poszliśmy do Domu Wycieczkowego. Śliczna to jest droga. No i stare znajome sosny. Czy one mnie pamiętają? Obejrzałem też dobrze zachowaną w pamięci willę państwa Zasztowtów. Pamiętam też budowę Domu Wycieczkowego Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w latach 1937-1938 i katastrofę budowlaną. Runęła wtedy ściana od strony jeziora.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Z czegoż zatem wywodziła się odporność siedzeń na niewygody siedzisk. Boć przecież w ogóle tego się nie czuło. Odpowiedź leży w wielkiej atrakcyjności i wielkiej urodzie spektaklu. NO BO AKTORZY, LUDZIE, AKTORZY! Panie: Ewa Wiśniewska, Krystyna Janda, Aleksandra Śląska i Dorota Nowakowska – na scenie. A na widowni Magda Zawadzka-Holoubkowa. Panowie: „Słowiki Ateneum” Zborowski, M. Kociniak, Borkowski, Opania. Recytator Kamas. Wojtek Młynarski konferansjer. A na widowni Gustaw Holoubek i arcyMieczysław pra-Fogg. Już sam zestaw nazwisk mówi sam za siebie.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Po śniadaniu wyruszamy. Trochę za dużo wyszło nam denaturatu. Zostało może tylko na zagotowanie jednej herbaty. Ale co tam, co będziemy się przejmować! Idziemy drogą tą samą co wczoraj. Trafiamy na tablicę informacyjną, że 5 km stąd jest „Polanka”. Taka sama tablica jak ta koło Karwicy.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Na Sowiej Przełęczy spotkanie z miłymi WOP-ami. Dziewczyny obskoczyły przystojnych, eleganckich chłopaków z elementu służby granicznej. Sfotografowały się z nimi. Nawet w ich czapkach. Jakże ślicznie tu, na przełęczy. Odpoczywając po korbie wejścia, można nasycić wzrok dalekimi widokami. Śnieżka siwa od szronu. Po drodze płaty śniegu. Ciężki marsz pod tęgi duj 9°B stopni w skali Beauforta.. I do tego mróz. Co prawda słaby. Tylko -2°C. Ale i przy tym mrozie to dość męczące. Nie dla mnie oczywiście. Ja znam te wszystkie numery Śnieżki i odpowiednio się ubrałem. Ale młodzi...


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

O 16:00 obejmujemy wachtę. No i po raz pierwszy przejmujemy wachtę kambuzową. O 17:00 pokazuje się z daleka na kursie wdzięczna wyniosłość wzgórza z białą pionową kreską. To LM (latarnia morska) Stilo. O 18:00 mamy ją na trawersie. Jest przepiękna.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Po drodze przyjrzałem się dobrze Sromowcom. A cóż to za piękna wieś! Rozrzucona szeroko na równinie między zakolami Dunajca i zboczami Pienin. Domy prawie że wszystkie nowe, piętrowe, o ładnej górskiej architekturze. Ich wygląd zamożny i schludny. Ładne ogródki kwiatowe. Widać, że górale zarabiają, pewnie najwięcej na turystach, wczasowiczach. A po drugiej, słowackiej, stronie za rzeką jeno rządek ubogich chatek rekreacyjnych. Bo to wieś, Czerwony Klasztor, zamieniona na gigantyczny PGR. Hodują tu podobno 15 tys. owiec. Wilki z naszej polskiej strony chętnie wyprawiają się na te owce. Przepływają przez Dunajec. A tam do tego stopnia wieś wyludniona, że w tym roku słowackie przedsiębiorstwo turystyczne wynajęło dwudziestu polskich flisaków do wożenia swoich turystów tratwami.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

W pociągu dotkliwe zimno. Włączono ciepło. W Nowym Targu jesteśmy o 4:30. Góry już pociemniały na rumianym tle nieba: Gorce z Jego Wysokością Turbaczem. Pogoda zapowiada się śliczna. Ulice Nowego Targu puste. Na dworcu PKS podstawiono nam autobus jadący do Kluszkowiec.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

– Czy mogę panu pomóc? – E-e-e, dziękuję, nie. – Źle się pan czuje? – Źle. Bardzo m-m-mi n-n-niedo-brze. – Serce? – Wątroba boli i nerki. – Napił się pan? – Nie, jestem narkomanem. – Niech się pan o mnie oprze.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Jest ranek. Pogoda letnia. Zakup biletów na Centralu dla Misia na „Odrę” i do Obornik dla mnie na „Sudety”, na piątek 30 maja. Jazda na Jarosława Dąbrowskiego. Co to za piękna ulica w tej bujnej, gęstej zieleni ulicznej i ogródkowej. W sklepie pod nr 17a kupiłem cztery opakowania zarodków pszennych po 140 zł. Razem 560. Stamtąd do autobusu 117 i na przystań. Tu ciężka, gorąca praca w hundkojach. Przykręcanie listew boazerii w przestrzeni szerokiej 40 centymetrów. Uff! I tak do 21:00.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Książka


Książka

Książka


Książka

Fragment książki

Kiedy mu opowiadałem o tym, że „KAŻDY MIAŁ SWOJĄ TĘCZĘ”, kompletnie go to przymurowało. Musiałem przerwać konwersację, żeby go nie dekoncentrować. Jeszcze mnie tylko poinformował, że to firma płaci za te noclegi wynajmowane w gościnnej kwaterze służącej przeważnie osobom urzędowym. Popatrzyłem na moich drogich wędrowców. Jak mogli, tak się umościli. I spali jak „Aniołeczki leśne”. Zanim dojechaliśmy do Warszawy, autobus wypełnił się już „po brzegi” ludźmi jadącymi na pierwszą zmianę w swoich przedsiębiorstwach. Mruczeniu silnika towarzyszył potężny chrap roboczego i turystycznego ludu. O siódmej byliśmy w domu. Przyglądałem się, „Rozespańcy” byli jednak zachwyceni, zwłaszcza że nikt z nich nigdy nie miał SWOJEJ TĘCZY.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Po wschodniej stronie Dzikiej, w kącie ze Stawkami, znajduje się obecnie łączka z kilkunastu młodymi brzozami. A za łączką bieleją ściany skromnego monumentu UMSCHLAGPLATZU. A nad nim unosi się biała ściana trzypiętrowego przedwojennego budynku, gdzie był szpital Getta. Kiedy osiedliliśmy się, była tu jeszcze resztka bramy do Umschlagplatzu, a za nią... Stacja paliwowa CPN! To był skandal. Przyjeżdżały pielgrzymki Żydów z różnych stron świata i musieli modlić się do... pompy tłoczącej paliwo do samochodów. Wyprowadzono więc tę zakałę i rozpoczęto budowę. Wśród miejscowych samochodziarzy wybuchł protest. Z listą w sprawie protestu chodził sąsiad. Przyszedł też do mnie. Przeczytałem, papier podarłem, a faceta wyrzuciłem za drzwi. Bardzo mnie korciła pusta biel tej ściany nad Umschlagplatzem. Zaproponowałem Marianowi Turskiemu, aby na tej bieli zamieścić jakiś wielki mural. Ale pan Marian kategorycznie odrzucił propozycję. – Żadnych napisów, żadnych obrazków. Jest tylko jeden, cytat z Księgi Hioba: „ZIEMIO NIE KRYJ MOJEJ KRWI, IŻBY MÓJ KRZYK NIE USTAWAŁ”.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Poznałem go. To był słynny pogromca bieszczadzkich wilków, leśniczy Pepera. Poznałem go. Był opisany w reportażu w Przekroju. A myśmy go skierowali na mylny trop, kiedy zapytał, w którą stronę uszedł zwierz, pokazaliśmy odwrotny kierunek. Paskudnie z naszej strony. Taka niesolidarność gatunkowa: gatunek Homo sapiens w obronie gatunku Canis Lupus! Okazało się zaraz, że zrobiliśmy wbrew także innym ssakom. O pół kilometra dalej otworzyła się hala z pasącymi się owcami. I to na nie właśnie ostrzył sobie zębce nasz basior. Zaszliśmy do baców. Dostaliśmy żętycy i buncu. Od kilku lat trwał co wiosnę wielki redyk z Podhala na bieszczadzkie hale. Przywożono owce pociągiem do Łupkowa, tam przesiadały się do ciuchci i jazda do Cisnej. A stamtąd na halę już tylko kilkanaście kilometrów. Na przepyszną bieszczadzką trawę. I pod wilcze kły. Właśnie takiego kąska brakowało waderom i basiorom. Także ich szczeniętom. Za sarną, jeleniem, trzeba się było naganiać po górach, robić przemyślne nagonki. A tu, na hali, tyle spokojnego mięska. Tylko dopaść kierdel na pasionce, złapać pierwszą z brzegu owcę za ucho, wyprowadzić do lasu. I w bezpiecznych komyszach zarżnąć. Albo podejść nocą do koszaru. Psy były niegroźne, nawet te wielkie podhalańskie owczarki. Czujne i hałaśliwe, groźnym szczekiem napełniające góry. A biedni juhasi walili co sił w blachy pałami, żeby wilki odgonić. A wilki podchodziły, wzniecały popłoch. Ciągły alarm nie dawał ludziom i owcom spać. Dlatego woleliśmy odejść od nocnych hałasów, zejść w dolinę i niedaleko szosy Baligród–Cisna postawić namiot.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Słoneczny dzień 22 września. Takie samo słońce paliło 50 lat temu. Z moim drużynowym sprzed lat czterdziestu pięciu druhem Zbigniewem Sobczykiem „Ziemomysłem” stoimy pod tabliczką przywiązaną do drzewa. Na tabliczce duże litery RÓJ ZBIGNIEWOWO. To kryptonim naszego Hufca Szarych Szeregów w Pińczowie. Dołącza do nas mój zastępowy druh Wojciech Dąbrowski, pułkownik WP. Jest moja siostra, lekarz pediatra, Maria Nawratil. Przyjechała z Iławy. Są harcerki z jej zastępu gieżetek. GŻ były to grupy żeńskie w męskich przecież Szarych Szeregach. Są Zawiszacy, moi rówieśnicy i nieco młodsi koledzy. Wśród nich najmłodszy z nas, rocznik 1932, Kazik Świetlicki, dziś anestezjolog w Szpitalu Kolejowym we Wrocławiu. Przez całą wojnę nosił w banieczce na mleko tajne gazetki na punkt kontaktowy do leśniczówki Issy na Ścięgny, dwa kilometry za miastem. I nikt z nas, jego kolegów, o tym nie wiedział. Są i Ge-eSi, harcerze Grup Szturmowych, wśród nich starsi bracia Kazika Wiesław i Stefan – ten przyleciał na Zlot aż z San Francisco. Specjalnie. Jest nas obecnych 32. Z jednego, niewielkiego wszak Pińczowa. I tak się złożyło, że tu w świętym nekropolis Polaków zebrali się wszyscy moi przełożeni z Szarych Szeregów: zastępowy zastępu „Sępów”, do którego należałem, drużynowy drużyny „Zawiszy” im. Generała Bora-Komorowskiego, wspomniany już Z. Sobczyk, Komendant Roju druh Feliks Białkiewicz „Zbigniew”, Komendant Chorągwi Harcerzy UL Skała w Kielcach, druh Józef Dobski „Maryśka” – przeszedł właśnie aleją wraz z dużą grupą kieleckich druhów. A za chwilę nasz wielki przyjaciel dh Jerzy Jabrzemski „Wojtek”, członek Pasieki Szarych Szeregów – Głównej Kwatery Harcerzy, z jej ramienia wizytator UL-a Skała. I wreszcie przechodzi lekkim, sprężystym krokiem sam Naczelnik Szarych Szeregów, dh Stanisław Broniewski „Orsza”. Pozdrawia serdecznie nas, pińczowiaków. Nie darmo od Niego właśnie otrzymaliśmy w rozkazie specjalnym nazwę „Rój Zbigniewowo – Gniazdo Zapaleńców”. Są więc oni wszyscy, wszyscy nasi przełożeni. Czuję wielkość tej chwili...


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Rano autobusem pojechaliśmy do Lubania. Tu na dworcu PKP złożyliśmy nasze bagaże. Bardzo jest tu czysto i ładnie. Smutna, przystojna brunetka starannie zamiatała perony, opróżniała kosze na śmieci. Gorzej na mieście. Zdarzają się okolice bardzo brudne.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Na nas już pora wracać. „Na nos” leśnymi ścieżynami dochodzimy do niebieskiego szlaku, wiodącego do Szczebry. Przekroczyliśmy szlak i po półgodzinnym marszu wyszliśmy na szosę. A w lesie zmierzch zaczął się już mościć do snu. Na szosie rozwinęliśmy naszą maksymalną szybkość. Do Augustowa Portu było jakieś sześć kilometrów. Na szosie spotkaliśmy grupę pod przewodem pana Tarwackiego, szefa Oddziału PTTK Warszawa-Śródmieście. Grupa ta przyjechała z Warszawy na święta do Domu PTTK nad Neckiem. I właśnie wracała ze spaceru po lasach. Sporo ludzi mocno wiekowych. Więc też i ich tempo było wolniutkie. Ledwie ich minęliśmy, a tu na tle zmierzchu, w perspektywie szosy, z pięćdziesiąt kroków przed nami przeszły, przepłynęły nad jezdnią dwa olbrzymie łosie: łopatacz i klempa, z wolna przebierając wysokimi nogami. I ruchu tych nóg w ogóle nie kojarzyło się z majestatem przesuwu tych wspaniałych zwierząt. Weszły w las i postały troszkę, przyglądając się ludzkiej gromadzie na szosie...


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Dalej mówi o Towarzystwie Miłośników Wisły, że stopniowo się rozwija jego działalność, że już we wtorek w Warszawie powstaje jego Oddział Warszawski. Następnie wita naszą trójkę: Halterów i mnie. Szczególnie serdecznie mnie jako inicjatora całej imprezy w Warszawie. A jutro udamy się do Piekła, ośrodka polskości drzewiej na terenie byłego zaboru pruskiego i byłego Wolnego Miasta Gdańska. Jest tam także kanał Wisła – Nogat odcięty obecnie wałem od rzeki. A w Ziemi Sztumskiej ostoją polskości dwory Donimirskich i Sierakowskich były. Jeszcze zawiadamia pan Klim o cennych przywiezionych na spotkanie kolekcjach wiślanych.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

O 22:00 byliśmy z Misiem w Ateneum. Kabaret „Na dole”. Sala wygospodarowana z piwnic domu przy ulicy Jaracza. Jest tu 120 miejsc na małych, giętych krzesełkach typu „mała dupka”. Kryzysowo. Ale wiadomo, że nawet niewygodne siedziska nie dokuczają, gdy na scenie lub na ekranie leci coś ciekawego. To jest interesujące zjawisko fizjologiczne. Można je tłumaczyć dwojako: albo zainteresowanie tak bardzo absorbuje centralny układ nerwowy, że nerwy nie przewodzą bodźców sygnalizujących niewygodę pośladków, albo też jakimś torem odruchów mięśnie pośladkowe, glutensy, otrzymują impuls napinający je, czego skutkiem jest większa sprężystość i udatnie pełniona funkcja amortyzatora od krzesełkowej niewygody. A niewygoda ta trwała trzy godziny z przerwą piętnastominutową na napicie się czegoś.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

– Druhu, druhu, jaka piękna ryba! Kątem oka spostrzegłem ciemny ruch na tle jasnego dna głębokiego tu na półtora metra jeziora w odległości kilku kroków. Pierwszy rzut oka na płynący kształt. Okrągły łeb, wąsy. To chyba sum – pomyślałem. Taki może sześcio-, siedmiokilowy, dłuższy nieco niż moja cała wyciągnięta ręka. – Ryba nie ma nóg – wyszeptał Marcin. – Druhu, co to? To była wydra. Nie widziała nas.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Przejęliśmy kambuz. O 19:00 wyjście z Ustki. Za główkami portu przejmuję od Andrzeja ster. O dziwo, statki wchodzące z morza podnoszą dziobami olbrzymie pióropusze pian. Uciekają przed sztormem. Było ostrzeżenie. A MY W SZTORM! W coraz większą, większą falę. Czuję na plecach nacisk wiatru. Stawiamy tylko foka. Na pokład zaczynają się wdrapywać siwe dziady i zaglądają do zakamarków „Śmiałego”. Bałtyk szpanuje, napina mięśnie fal, szczerzy w uśmiechu grzywacze. Fok pracuje grzecznie. Jest dumny, że to on sam ciągnie nas przez ten sztorm. Trochę go radość ponosi. No i trzepnął mi dwa razy rufę. Żebym sobie nie pomyślał za dużo. Noc stoi w całej czerni i grozie. Księżyc walczy z chmurami. Jednak później wyziera przez duże dziury w podartych chmurach. Jestem upojony pięknem tej żeglugi. Szybkość niewielka – 6 węzłów. Kurs 008° Wiatr z SW, 9°B. W kabinie wszystko lata. Zostałem zmieniony przez Darka przy sterze i robię klar po kolacji. Piorę ściereczki i zmywaczki, myję ścianki szafek. Zapieram się wszystkimi kopytami o ściany. Wspieram się zadem. No i jakoś działam. A po kabinie wszystko fruwa. Większość ludzi jest tym zachwycona. Dość ma wszystkiego Andrzejek „Kambuźnik” i nasz Krzyś. Ich dziamania giną w radosnej euforii tego piękna.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Podobnie przemili są starsi harcerze ze szczepu „Radość”, którzy w sile siedmiu druhen i trzech druhów pełnili służbę na biegu obok nas łysiczan. I to było bardzo cenne. Uczyli się od nas, weteranów, praktyki dobrej harcerskiej roboty, niosąc radość i uśmiech dla trzystu dzieciaków i młodzieży z 21 patroli z drużyn Nieprzetartego Szlaku.


Małgorzata Bocheńska, "Przebudzenie – Czasy ostateczne – [Gai]", fragment

Książka

Fragment książki

Stąd udaliśmy się do żółtego szlaku (Krościenko – Sromowce) i znów odbicie niebieskim szlakiem do Sokolicy. Po drodze Czertezik. Z wyniosłych turnic przed nami przepiękny widok. Dunajec z krzywej fajki pyka kłęby mglic. Te mgły pełzną w górę. Czochrają się o całą jaskrawość zieleni wszystkich drzew. Głęboko w dole na moment widoczne tratwy flisackie z turystami.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

28 grudnia 1986 r. Wieczór w gościach u Kazimierza Dejmka. Mnóstwo starych znajomych. Jego Wysokość Mariusz Dmochowski, Wielebny Andrzej Szczepkowski, Wiesio Gołas, Bogdan Baer i Jan Matyjaszkiewicz, Ania Seniuk w swej całej pyszności i Kalina Jędrusik! Z nowych znajomych Waldemar Izdebski. Zupełnie młody aktor, jakże piękny. Wysoki. Skoczny. Pół sceny wspaniałym skokiem w białym mazurze przesadził!


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Fragment książki

Przyszedł Tomek. Ale się zdziwił, że łódka pomalowana. I zarazem się ucieszył. Od razu wskoczył do swojego pegaza w budowie i zaczął tam dłubać. A miał mi pomalować łódź i wykonać jeszcze parę robót. Łącznie za 10 tysięcy.


Wojciech Jastrzębiec Kuczkowski, "Niezidentyfikowane obiekty świetlne", fragment

Książka

Książka


Książka

Książka


Ta strona używa plików cookies.
Dowiedz się więcej o polityce plików cookies klikając tutaj